wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 2.



Od tego wydarzenia moje życie zmieniło się o 180stopni.
        Otwierając rano powoli powieki, dojrzałam na zegarku godzinę 07:30.
-Mam jeszcze sporo czasu. –pomyślałam, ponownie zamykając oczy.
 Dzisiaj był ostatni dzień opiekowania się małymi kotkami panny Lany Da Von. Dała dość dużą sumę za opieka nad jej małymi kociaczkami. `Pracę` zaczynałam punkt 11:00, więc kto by był na tyle głupi, żeby wstać ponad trzy godziny wcześniej. Owszem, znam taką osobą. Była nią Jenny. Unosiłam się już w sen, lecz ta okrutna dziewczyna musiała nie oczekiwanie zadzwonić i wyrwać mnie z relaksu.
-Czy ty wiesz, która jest godzina? –zapytałam ospałym głosem.
-Dzisiaj miałyśmy być wcześniej, bo będziemy mieli klacz pod opiekę.
-To nie jest dzisiaj! –Momentalnie mnie rozbudziła.
-Wczoraj do mnie dzwoniła pani Sofia i powiedziała ,że mamy być o ósmej. Byłaś przy tym. –Zaśmiała się.
-No, a co z kotkami?
-Kotki oddaliśmy dwa dni temu. Co Ci jest? Brałaś coś? –Słyszałam jak Jennifer wybucha śmiechem .
-To wiesz co. Ja musze kończyć. Zaraz Będę.- Rozłączyłam się i biegiem zaczęłam się szykować. Wybrałam pierwsze, lepsze ciuchy z szafy i Rozczesałam włosy. Lekko podmalowałam oko i zawiązując buty wybiegłam z domu. Droga na przystanek zajęła mi dziesięć minut.
-Nie zdążę. –powiedziałam po cichu.
Żadnego autobusu w tamtą stronę. Miałam jedno wyjście. W pośpiechu wyszukałam kontakt `Kasia` i wcisnęłam numer. Za drugim razem odebrał Eric, jej chłopak.
-Katy śpi.- Powiedział po cichu.
-Eric. Potrzebuje twojej pomocy! Przyjedź na przystanek pod Breuford. Podwieź mnie do schroniska. Prooosze! –Powiedziałam .
-Na którą masz być?- zapytał nie śpiesząc się.
-Na już! –Krzyknęłam.
-Zaraz będę. –Rozłączył się. Mogłam liczyć na niego bardziej niż na Katarzynę, mamę, czy tatę.
Po niespełna 10 minutach podjechał samochód. Otworzyłam drzwi i wsiadłam. Jedyne co usłyszałam to głośny pisk opon. Jechaliśmy skrótami przez las. W taki sposób zdążyłam na równiutką ósmą. Pierwsze rozrobiłam to weszłam do budynku, aby przebrać się w coś wygodnego i spiąć włosy. Nakładałam gumkę na włosy biegnąc do stajni. Na moje szczęście konia tam jeszcze nie było.
-No wreszcie. –Krzyknęła z drugiego końca Jen.
-Jestem na czas. –Zaśmiałam się, przytulając Jenny.

-Masz jakieś zaniki pamięci? -Zaczęła się śmiać z całej porannej sytuacji.
-Odwal sie ! -Zaczęłam się śmiać razem z nią.
Nagle usłyszałyśmy hałas. Równocześnie spojrzałyśmy się za siebie. Przez wielkie drzwi stajni dojrzałyśmy, jak Sofi wyprowadza konia.
-Biegniemy! -Powiedziałam i ruszyłam. Tuż za mną Jen.
Soffia zaprowadziła na wybieg jednego konia, lecz później ku naszemu zdziwieniu jeszcze drugiego.
-Są piękne! -powiedziałam.
-Prawda. Dwie klacz zostaną u nas na kilka lat. Może jeszcze jakąś będziemy mieli. Stadninę otworzymy i zyskamy nowe datki na utrzymanie schroniska. -odezwała się swoim wiejskim akcentem Sof.
-Będą jazdy konne? Przecież nie mamy instruktora?-zdziwiła się Jennifer.
-To się załatwi późnij. -odpowiedziała i odeszła.
-czyli wakacje mamy z głowy. -powiedziałam. Jen tylko przytaknęła.
Mieliśmy drugą połowę czerwca. Do szkoły przychodziło się tylko wtedy kiedy chciałeś poprawić oceny. Ja nie miałam czego zmieniać ,więc do szkoły przychodziłam tylko na odwiedziny. Po chwili zostałam sama z dwoma końmi na wybiegu. Jennifer wyszła. Najprawdopodobniej zapalić. Widocznie nic nie poradzę na to,że wpadła w nałóg. Odepchnęłam się od barierki i poszłam zobaczyć listę zadań na dzisiaj. Okazało się ,że jeden z koni należał dla mnie ,a drugi dla Jen. Wspaniale się złożyło, ponieważ miałyśmy podobne zadania. Moim zdaniem pierwsze było najtrudniejsze: `Idź zaprzyjaźnić się z klaczą`. Jak ja mam to zrobić!?
    Wzięłam się w garść i ruszyłam na wybieg. Mój konik miał brązową maść i białą plamkę na łbie. Fachowo nie pamiętam jak się nazywa ten kolor, ale przynajmniej robię już jakieś postępy. Weszłam na łączke, na której wypuszczona była Aura -czyli powierzony mi koń. Spojrzałam na nią i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego ,że jest o duuużo ode mnie wyższa. Starałam się nie dawać po sobie oznak strachu, ale to zauważyła nawet Sof, która gdy zobaczyła moją panikę, zawołała mnie do siebie.
-Dziecko. Nie ma się czego bać. To jest wytresowany koń. Nic Ci nie zrobi. Wejdę z tobą. Dalej. -powiedziała klepiąc mnie po ramieniu.
-Dobrze. -odpowiedziałam wzdychając głośno.
Soffia otworzyła bramkę i wzięła mnie za rękę. Zaczęła ją głaskać i dawać jej marchewkę, kiedy to ja stałam z boku przypatrując się jej poczynaniom.
-Podaj mu rękę.
-Nie.
-Dalej!
-Nie dam rady.
-Bo będę musiała komuś innemu go powierzyć.
Wzięłam głęboki wdech i powoli wysunęłam rękę. Zareagował bardzo naturalnie, jednak przerażające było czuć jej ciepły oddech z nosa na swojej ręce. Miałam ochotę krzyczeć ` Udało mi się `. Ale nie chciałam jej speszyć. Jeszcze by się na mnie rzuciła, a tego bym nie chciała

3 komentarze:

  1. Zobaczyłam link z Twoim opowiadaniem na jakiejś innej stronie (niestety nie pamiętam jakiej) i postanowiłam zajrzeć. Cóż, zazwyczaj nie komentuję opowiadań, które nie mają jeszcze rozpoczętej akcji i nie ma więcej niż 6 rozdziałów, ale tu postanowiłam zrobić wyjątek. (:
    Wygląd bloga: Cudny. Uwielbiam kolory pale. Uwielbiam rozmieszczenie kolumn. Nagłówek. Mam pytanie odnośnie tekstu w szablonie - I hat you - Ja kapelusz Cię? Czy może miało być "had"? Ani złośliwa uwaga ani nic, po prostu może nie zauważyłaś. (:
    Już mówiłam jak bardzo uwielbiam te wszystkie kolory, są boskie, ale... No właśnie, zawsze jest to "ale". Tekst jest naprawde trudny do odczytania na tym jasnym tle. Może jakbyś przyciemniła tło albo po prostu zwiększyła czcionkę?
    Tekst: Trudno cokolwiek powiedzieć, ponieważ dopiero zaczynasz i akcja jeszcze się nie rozkręciła, ale mogę szczerze powiedzieć, że mnie sam początek zainteresował. Ładnie piszesz, chociaż dla mnie mogłoby być więcej opisów.
    I jeszcze błędy. Uważaj bardzo na powtórki, sama się z nimi zmagam i wiem, że są naprawdę męczące. No i sam początek drugiego rozdziału zaczyna się błędem. Mianowicie - Od tego wydarzenia moje życie zmieniło się o 360stopni. - Czyli nie zmieniło się wcale? Wiem, że miałaś na myśli, że jej życie zmieniło się o 180*. (:

    Naprawdę podoba mi się początek i z wielką chęcią będę zaglądać na każdy nowy rozdział. Mam nadzieję, że nie uraziłam Cię w żaden sposób, ponieważ nie miałam tego na celu.

    Mvh
    Edith Crimson
    skinny-lovers.blogspot.dk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę Ci powiedzieć, że masz na prawdę czujne oko ;) Szczerze to chciałabym Ci podziękować, ponieważ w pewnym sensie zapamiętam te błędy i będę starała się ich unikać :)

      Usuń