wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 6.

Usłyszałam hałas. Powoli otworzyłam zmęczone powieki. Na przeciwko siebie widziałam białe drzwi. Dookoła jasno-niebieskie ściany. Dziwne maszyny. Gdzie ja jestem? Duże wbudowane okna, przez które
widziałam duży zielono żółty korytarz. A na nim pewnego chłopaka, który podejrzani się na mnie patrzył i rozmawiał z kimś przez telefon.
-Halo, proszę pani. Budzimy się. -usłyszałam głos kokiety.
-gdzie ja jestem? -przetarłam rękoma oczy spuchnięte.
- W szpitalu. Pamiętasz co się wczoraj stało? -obok mnie usiadła piękna blondynka, prawdopodobnie pielęgniarka.
-Nie. -Doskonale wiedziałam, lecz po co miałam słuchać jakiś kazań od lekarza. Wszystko robiłam umyślnie.
-Chciałaś popełnić samobójstwo.
-Na pewno nie, proszę pani. -Powiedziałam ze zdziwieniem. Wtedy pomyślałam sobie, że byłabym dobrą aktorką.
-Spójrz na rękę. Pijesz lub bierzesz Marihuanę? -zapytała z uśmiechem. Wyglądała na bardzo życzliwa osobą. 
-Nie. -odpowiedziałam bez wahania. Po czym spojrzałam w dół na rękę. -Matka mnie zabije! To zniknie prawda? -do pomieszczenia wszedł wysoki brunet.
-Zostaną blizny. - Spojrzała na chłopaka, później na mnie. -Jak będziesz czegoś potrzebowała z tylu jest guziczek. Trzeba na niego nacisnąć ,wtedy na pewno ktoś się pojawi. -Wyszła zamykając za sobą drzwi, obok których stał on. Patrzał na mnie ze szczerym uśmiechem. Powoli zaczął podchodzić do łóżka. Czułam narastający strach. W końcu usiadł na krześle obok.
-Wreszcie się obudziłaś. -odezwał się pierwszy.
-Kim jesteś? -zapytałam z przerażeniem.
-Harry. -Wyciągnął z uśmiechem rękę na przeciw mnie.
-Po co tu jesteś? -cały czas się bałam.
-Przyniosłem Cię tu na rękach. Zakrwawiłaś mi koszulkę. -Spojrzał na jedną z moich nadgarstków
-Przepraszam. Nie potrzebnie się fatygowałeś.
-Potrzebnie. Uwierz mi..
Spojrzałam na ukradkiem na rękę.
-Czemu to zrobiłaś? -zapytał.
-Co? -spytałam, udając że nie wiem o co chodzi.
-To. - wskazał ręką na moje pocięte nadgarstki.
-Sprawiło mi to przyjemność.
-Pomogło ci? -zapytał ze zdziwieniem w głosie.
-Tak, nawet nie wiesz jak bardzo. -odpowiedziałam z uśmiechem. -Natalia. -Podałam rękę Harry`emu.
Trwaliśmy w chwili milczenia, aż w końcu zdecydowałam się o coś zapytać.
-Dlaczego mnie uratowałeś? Inni by udawali, że nie widzą. Przeszli by obojętnie.
-Masz racje. Ludzie przechodzili obojętnie, wskazując na ciebie palcami. Jeden nawet chciał Cię kopnąć,
ale wtedy ja podszedłem i wziąłem cię na ręce. Nie zostawiłbym Cię tam.
-Nie wiem, czy mam ci dziękować. -powiedziałam odwracając głowę.
-Nie zrobiłaś tego dla przyjemności. -nieoczekiwanie stwierdził.
-Co ty możesz o tym wiedzieć...- z powrotem spojrzałam na bruneta.
-Widzę tęsknotę i smutek w twoich oczach.
-Jesteś pewny, że chcesz to wiedzieć?
-Jeśli nie chcesz nie mów. Tylko mówię, że wiem, iż coś tu nie gra. -skrzywił minę
-Od wielu, wielu lat, dokładnie dziesięciu,miałam przyjaciółkę. Nazywała się Jennifer, chociaż i tak każdy na nią wołał Jenny. Kochałam ją najmocniej jak się dało. Bardziej od swojej rodziny. To miała być przyjaźń na zawsze. Miałyśmy razem zamieszkać i razem popełniać wiele błędów tak jak kiedyś. Po tym jak wyrzucili ją ze szkoły, zrezygnowała z nauki, a rodzice kazali jej się wyprowadzić. Miała wtedy piętnaście lat. Była dzieckiem.Zamieszkała w domku z koleżanką. Miałam dwadzieścia minut drogi autobusem do niej. Pięć dni temu miałyśmy się spotkać w tym parku co mnie znalazłeś. Niestety rodzice nie pozwolili mi wyjść wieczorem, bo sam zaplanowali jakiś wypad. Napisałam jej sms,że nie przyjdę. Po chwili ona oddzwoniła. Krzyczała na mnie i wyzywała od najgorszych. Powiedziała, że jestem nikim. -głos lekko mi się podłamał. -Powiedziałam jej, że ma spierdalać. Nie wiedziałam jej przez trzy dni.We wtorek pół godziny przed tym jak powinnam wstawać i szykować się do szkoły, zadzwonił telefon. Widziałam ,że ona dzwoni, więc wahałam się , czy odebrać, jednak zrobiłam to. Gadałam z osobą, która nawet nie była pewna, czy dzwoni do dobrej osoby. Przekazała mi, że Jennifer nie żyje. Zabiła się. Popełniła samobójstwo ,a dla mnie zostawiła list. Zaczęłam płakać, chociaż nie wiedziałam co w tamtym momencie mnie z nią łączy. Kilka minut później Lizz,bo tak się nazywała osoba która do mnie dzwoniła, przywiozła list.Po jej wyjściu, powoli otworzyłam list i wyjęłam z niego kartkę. W pierwszej linijce pisało `przepraszam` reszty do dzisiaj nie przeczytałam.-Z moich oczu wypływały pojedyncze łzy.
Zauważyłam jak oczy Harry`ego robią się szklane.
-Przepraszam Cię na chwile. Zaraz wrócę. -Wyszedł ocierając oczy.



1 komentarz: