Nie chętnie odebrałam.
-Tak słucham.
-Yyy. Natalia?
-No tak. O co chodzi?-nie poznawałam głosu w słuchawce.
-Z tej strony Lizzy. Lokatorka Jenny. -Mówiła bardzo nie pewnie.
-Więc, po co do mnie dzwonisz?
-Przyjaźnisz się z nią, tak? -zapytała.
-Nie. -odpowiedziałam momentalnie.
-Ok. Widocznie chodziło o kogoś innego. To na...
-Przyjaźniłam się z nią. -Przerwałam jej w środku zdania.
-Nie wiem, czy to dla Ciebie nie będzie szok, ale Jennifer nie żyje. -głos zaczął się jej lekko załamywać.
-Kłamiesz! -krzyknęłam.
-Niestety nie. Zabiła się. Zostawiła dla Ciebie list. Tam prawdopodobnie wyjaśniła dlaczego.Przywieść Ci go? ... Natalia?... Nati?...
-Jak byś mogła. -Powiedziałam z płaczem w oczach.
Zeszłam oszołomiona na dół. Tata był już w pracy, a mama zapewne spała. usiadłam na fotelu i podparłam

-To moja wina. Mogłam się z nią wtedy spotkać. Nie doszło by do żadnej kłótni. -mówiłam pod nosem.
Wiedziałam, że nie pójdę dzisiaj do szkoły. Po 15 minutach do drzwi zapukała Liz. Była tak samo zapłakana jak ja.Przytuliłyśmy się, chociaż ledwo co ją znałam.
-Wejdziesz? Napijesz się czegoś. -zapytałam, ocierając łzy.
-Chętnie.
Zaprowadziłam ją do kuchni i zaparzyłam kawę. Trwałyśmy chwilę w milczeniu, w końcu Lizzy wyciągnęła z torebki koperte. Z oczu leciało mi coraz więcej łez.
-Ja już pójdę. Chyba pojadę dzisiaj do rodziców i sprzedam dom, bo nie mogę przebywać już w tamtych ścianach. Rozumiesz mnie prawda?
-Tak, tylko mam takie małe pytanie. Mogła bym przyjść ostatni raz do jej pokoju.
-Jasne. -uśmiechnęła się i położyła klucze na kuchennym blacie. Chwilę potem usłyszałam zamykające się drzwi. Machałam kopertą zastanawiając się czyją otworzyć. Robiło mi się słabo, ręce bardzo się trzęsły. Delikatnie otworzyłam kopertę i wyciągnęłam kartkę. Po przeczytaniu pierwszego zdania nie dałam rady więcej przeczytać.Napisała `Przepraszam.`. Schowałam list z powrotem do koperty i pobiegłam na górę. poczułam mocne szturchanie.
-Wstawaj. -krzyczała mama.
-Nie! -Od krzyknęłam jak wyszła z pokoju.
-Jak to nie? -weszła znowu, bardziej zdenerwowana.
-Jennifer nie żyje ! - Odwróciłam się w jej stronę z krzykiem.
-Jak to...nie żyje? -powiedziała pytająco o wiele cichszym tonem.
-Zabiła się. -powiedziałam i znowu zaczęłam płakać. mama wybiegła z pokoju. Najprawdopodobniej z płaczem.
Miała w nocy wylot do LA w sprawach służbowych. Miałam zostać sama. Przełożyłam się na drugi bok i zasnęłam z wycieńczenia. Wstalam o 01:00. Zabrałam dziesięć złotych z oszczędności. Założyłam bluzę i
spodenki. Wyszłam z domu. Szybkim tempem poszłam na przystanek. Chciałam pojechać do domu Jennifer
i tam w spokoju zasnąć. Wsiadłam do Autobusu. Jechaliśmy ,a droga wydawała się nie mieć końca. Ulice były na tyle rozświetlone, że w połowie drogi zorientowałam się, że to nie ta trasa. Końcówka miała przystanek przy parku. Nic innego nie mogłam zrobić. Po prostu wysiadłam i skierowałam się przez drzewa. Założyłam kaptur i szłam piaszczystym szlakiem. Kręciło mi się w głowie, postanowiłam usiąść na drewnianej ławeczce obok stawu. Pamiętłam doskonale to miejsce, jak w czasie lekcji zrywałyśmy się do tego parku.

Poczułam ,że słabnę i upadłam na ziemię ,a z ręki cały czas lała się krew. Zamknęłam raz oczy i gdy chciałam je znowu otworzyć widziałam ciemność. Słyszałam kroki, czyjś głos i nic więcej. Totalna pustka.
OJEJKU!!
OdpowiedzUsuń:(
JAK CZYTAŁAM TEN ROZDZIAŁ CIĄGLE MIAŁAM CIARKI NA CAŁYM CIELE !! ♥♥
:( :'( :'( :'( !!
PRZEPIEKNE!...
Dziękuje ;*
Usuń